City of Angels <klik>
Odsuwając roletę w oknie samolotu, moim oczom ukazała się kraina miliarda świateł, wyglądająca zdumiewająco o zmroku. Nie mogłam ukryć uśmiechu, powrót do domu był czymś o czym marzyłam już tydzień po wyjeździe do Nowego Jorku. Ten sam kraj, ten sam język lecz sposób życia i mentalność ludzi całkowicie inna. Gdzie jest lepiej? W City of Angels, w mieście w którym się odnalazłam i w którym się wychowałam. Gdyby nie ono, nie byłabym teraz tu gdzie jestem, nie na tym etapie życia, nie dzień przed wkroczeniem w dorosłość. Czując jak koła samolotu dotykają pasa, na moją twarz wkradł się jeszcze większy uśmiech, w końcu mogłam powiedzieć jestem w domu, i było to w stu procentach prawdą.
Przechodząc przez kontrolę paszportową, mogłam dostrzec rozglądającego się niecierpliwie Bena niemalże zabijając wzrokiem każdego kto przysłonił mu widok. Wypuszczając krótki chichot z ust, wyminęłam powolnie idącą kobietę i podbiegłam rzucając się na szyję wujkowi.
- Olya - krzyknął mocno mnie przytulając i unosząc nad ziemie - dzięki Bogu jesteś cała i zdrowa - powiedział z ulgą odstawiając mnie na ziemie i przyglądając mi się uważnie.
- Coś nie tak ? - zaśmiałam się rozkładając ręce.
- Zawsze byłaś piękną dziewczyną ale teraz - powiedział zdumiony - wydoroślałaś - dokończył nie będąc do końca pewien czy aby jest to odpowiednie słowo.
Uśmiechając się pod nosem, pocałowałam go w policzek i odbierając bagaż z taśmy udaliśmy się do samochodu, gdzie czekał nas długi powrót do domu przez zakorkowane ulice Los Angeles. Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy wszyscy w trójkę usiądziemy w salonie przy herbacie aby opowiedzieć im całą historię z tych wakacji, dlatego też umiliłam nam drogę do domu opowiadając wszystko z jak najdrobniejszymi szczegółami. To były zdecydowanie najlepsze wakacje życia, które jak dobrze pójdzie, nigdy się nie skończą.
Wchodząc do domu zaczęłam niecierpliwie się rozglądać i szukać brata, ale niestety każde pomieszczenie było puste, co oznaczało, że tego wieczoru pracuje i nie zobaczymy się, aż do jutrzejszego południa.
- Ryan w pracy? - zapytałam robiącego herbatę wujka, który pokiwał twierdząco głową.
- Koło północy ma go zmienić podobno jakiś inny DJ ale z MJ i Blakiem mieli jeszcze zajechać na salę dopiąć wszystko na ostatni guzik przed jutrzejszą imprezą.
- Blake? - zapytałam zdziwiona siadając na wysepce kuchennej, kiedy stąd wyjeżdżałam nikt taki nie pojawił się w naszym domu ani nie przewinął się przez usta szatyna.
- Bardzo fajny chłopak, lubię go - odpowiedział siadając po drugiej stronie na krześle - przeprowadził się tu z Anglii, z siostrą i rodzicami, bardzo pozytywna rodzina - skwitował biorąc łyka gorącej cieczy.
- Od kiedy stałeś się taki - nie dokończyłam zastanawiając się nad odpowiednim słowem- o już wiem! - krzyknęłam mając przebłysk geniuszu - od kiedy stałeś się taki dojrzały?
Posyłając mi swój pełen uroku uśmiech i pokazał język
- No tak bardzo dojrzale - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Więc klub jest w takim klimacie jak chciałaś, wszystko jest tak jak zaplanowałaś i wszyscy goście..
- Ben? - przerwałam, wiedząc, że później nie zbiorę się już na odwagę i nie powiem tego z czym się zmagałam.
- Tak? - zapytał stając się opanowany i skupiony no i może trochę przestraszony.
- Od śmierci rodziców opiekujesz się nami, minęło już ponad dziesięć lat - zaczęłam, bawiąc się z nerwów kubkiem.
- Do czego zmierzasz? - zapytał stając się co raz bardziej zdenerwowany.
- Zawsze w szkole omijałam bal ojca i córki, nigdy nie miałam okazji zatańczyć z nim pierwszego tańca, nawet nie pamiętam, żebym z nim tańczyła - wspomniałam wycierając z kącika oczy zabłąkaną łzę i kontynuowałam - po ich śmierci przyjąłeś nas pod swój dach, zaopiekowałeś się nami jak własnymi dziećmi, odebraliśmy ci normalne życie i utrudniamy założenie rodziny
- Olya - jęknął - daliście mi wspaniałą rodzinę, wypełniliście ten dom miłością i niczego mi nie utrudniacie a wręcz pomagacie - powiedział uśmiechając się łagodnie widząc moje nieme pytanie - gdyby nie wy, pewnie miałbym na koncie już nie jeden rozwód a tak pewnego dnia przyjdzie czas na tą jedyną.
- Od kiedy jesteś romantykiem? - zapytałam śmiejąc się cicho
- Zawsze nim byłem - odpowiedział z dumą w głosie.
- W każdym razie, wracając do tego co mówiłam - ciągnęłam - zaopiekowałeś się nami jak własnymi dziećmi, za co będziemy ci zawsze wdzięczni, jesteś naszym wzorem i .. - przerwałam po czym wzięłam głęboki oddech - i jesteś dla nas jak ojciec - powiedziałam spoglądając na niego niepewnie, w jego oczach oprócz łez można było też dostrzec radość, miłość i dumę - wiem, że może o zbyt wiele proszę, ale czy moglibyśmy rozpocząć jutro imprezę tańcem ojca z córką? - zapytałam - zawsze o tym marzyłam - dodałam cicho, ponownie jeżdżąc palcem po obręczy kubka.
Czując jak silne ramiona oplatają się w okół moich ramion a miękkie usta spoczywają na moim czole odetchnęłam z ulgą.
- Oczywiście, że zatańczymy księżniczko - odpowiedział a z jego oczu uciekło kilka łez, które szybko starł.
- Nie płacz - powiedziałam cicho, czując się po części winna.
- To dobre łzy- wyjaśnił jakby przed nim stało małe dziecko -nigdy nie chciałem zająć miejsca waszego ojca, nie mogłem o tyle prosić bo nigdy nie będę tak dobry jak on ale dziękuję za Twoje słowa, dla mnie zawsze będziecie dziećmi, moimi i mojego brata - odpowiedział ponownie mnie przytulając.
- Ben? - zapytałam
- Huh?
- Wiesz, że jesteś zajebistym człowiekiem i nie ma drugiego lepszego niż ty?
- Wiem, wiem moja wyjątkowość nie zna granic - zaśmiał się odsuwając się i opierając o przeciwległy blat.
- Tak samo jak skromność - zaśmiałam się i ziewnęłam.
- Połóż się już spać jutro twój wielki dzień - powiedział z uśmiechem po czym obdarował mnie kolejnym ojcowskim pocałunkiem - dobranoc księżniczko.
- Dobranoc ojczulku - odpowiedziałam z uśmiechem - to ostatni raz kiedy możesz mnie tak nazwać - zauważyłam stojąc już w progu kuchni od jutra będę waszą królową - zaśmialiśmy się oboje.
- Chyba jednak zawsze nią byłaś - odpowiedział z uśmiechem.
Zakładając na siebie dresy, rozejrzałam się po pokoju i zrywając kolejną kartkę z kalendarza uśmiechnęłam się szeroko. Właśnie zaczynam pierwszy dzień w dorosłym życiu i nie mogłam wyobrazić sobie lepszego stanu ducha. Schodząc po schodach związałam byle jak włosy i słysząc radosne głosy mężczyzn weszłam do kuchni. Gdzie momentalnie znalazłam się w objęciach brata.
- Tak bardzo tęskniłem siostra - powiedział odstawiając mnie na ziemię po czym zagwizdał - no proszę dwa miesiące w Nowym Jorku a do domu wróciła laska jakiej świat na oczy nie widział.
- Masz rację tak seksownie w dresach nikt nie wygląda jak ja - zaśmiałam się po czym zostałam zamknięta w ramionach najlepszego przyjaciela brata - MJ - jęknęłam - albo rozluźnisz uścisk albo zamiast na imprezie zobaczymy się na pogrzebie - zaśmiałam się kiedy kolejny chłopak postawił mnie na ziemi - przypakowałeś - zaśmiałam się oglądając wyrzeźbione ręce szatyna.
- No a jak inaczej, ktoś musiał przymocować te wszystkie różowe balony - zaśmiał się pokazując mi język.
- Jeżeli zobaczę choć jeden różowy balon - powiedziałam poważna kierując początek swojej groźby w stronę Bena i brata - to obiecuję a ...
- Wyluzuj księżniczko, jest tak jak zaplanowałaś - przerwał mi Ryan jak zwykle przewracając oczyma.
- Skończyliście już? - zapytał ktoś zza moich pleców na kogo skierowały się wszystkie spojrzenia - chyba nie mieliśmy okazji się poznać, jestem Blake - powiedział nonszalancko ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
Przechodząc przez kontrolę paszportową, mogłam dostrzec rozglądającego się niecierpliwie Bena niemalże zabijając wzrokiem każdego kto przysłonił mu widok. Wypuszczając krótki chichot z ust, wyminęłam powolnie idącą kobietę i podbiegłam rzucając się na szyję wujkowi.
- Olya - krzyknął mocno mnie przytulając i unosząc nad ziemie - dzięki Bogu jesteś cała i zdrowa - powiedział z ulgą odstawiając mnie na ziemie i przyglądając mi się uważnie.
- Coś nie tak ? - zaśmiałam się rozkładając ręce.
- Zawsze byłaś piękną dziewczyną ale teraz - powiedział zdumiony - wydoroślałaś - dokończył nie będąc do końca pewien czy aby jest to odpowiednie słowo.
Uśmiechając się pod nosem, pocałowałam go w policzek i odbierając bagaż z taśmy udaliśmy się do samochodu, gdzie czekał nas długi powrót do domu przez zakorkowane ulice Los Angeles. Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy wszyscy w trójkę usiądziemy w salonie przy herbacie aby opowiedzieć im całą historię z tych wakacji, dlatego też umiliłam nam drogę do domu opowiadając wszystko z jak najdrobniejszymi szczegółami. To były zdecydowanie najlepsze wakacje życia, które jak dobrze pójdzie, nigdy się nie skończą.
Wchodząc do domu zaczęłam niecierpliwie się rozglądać i szukać brata, ale niestety każde pomieszczenie było puste, co oznaczało, że tego wieczoru pracuje i nie zobaczymy się, aż do jutrzejszego południa.
- Ryan w pracy? - zapytałam robiącego herbatę wujka, który pokiwał twierdząco głową.
- Koło północy ma go zmienić podobno jakiś inny DJ ale z MJ i Blakiem mieli jeszcze zajechać na salę dopiąć wszystko na ostatni guzik przed jutrzejszą imprezą.
- Blake? - zapytałam zdziwiona siadając na wysepce kuchennej, kiedy stąd wyjeżdżałam nikt taki nie pojawił się w naszym domu ani nie przewinął się przez usta szatyna.
- Bardzo fajny chłopak, lubię go - odpowiedział siadając po drugiej stronie na krześle - przeprowadził się tu z Anglii, z siostrą i rodzicami, bardzo pozytywna rodzina - skwitował biorąc łyka gorącej cieczy.
- Od kiedy stałeś się taki - nie dokończyłam zastanawiając się nad odpowiednim słowem- o już wiem! - krzyknęłam mając przebłysk geniuszu - od kiedy stałeś się taki dojrzały?
Posyłając mi swój pełen uroku uśmiech i pokazał język
- No tak bardzo dojrzale - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Więc klub jest w takim klimacie jak chciałaś, wszystko jest tak jak zaplanowałaś i wszyscy goście..
- Ben? - przerwałam, wiedząc, że później nie zbiorę się już na odwagę i nie powiem tego z czym się zmagałam.
- Tak? - zapytał stając się opanowany i skupiony no i może trochę przestraszony.
- Od śmierci rodziców opiekujesz się nami, minęło już ponad dziesięć lat - zaczęłam, bawiąc się z nerwów kubkiem.
- Do czego zmierzasz? - zapytał stając się co raz bardziej zdenerwowany.
- Zawsze w szkole omijałam bal ojca i córki, nigdy nie miałam okazji zatańczyć z nim pierwszego tańca, nawet nie pamiętam, żebym z nim tańczyła - wspomniałam wycierając z kącika oczy zabłąkaną łzę i kontynuowałam - po ich śmierci przyjąłeś nas pod swój dach, zaopiekowałeś się nami jak własnymi dziećmi, odebraliśmy ci normalne życie i utrudniamy założenie rodziny
- Olya - jęknął - daliście mi wspaniałą rodzinę, wypełniliście ten dom miłością i niczego mi nie utrudniacie a wręcz pomagacie - powiedział uśmiechając się łagodnie widząc moje nieme pytanie - gdyby nie wy, pewnie miałbym na koncie już nie jeden rozwód a tak pewnego dnia przyjdzie czas na tą jedyną.
- Od kiedy jesteś romantykiem? - zapytałam śmiejąc się cicho
- Zawsze nim byłem - odpowiedział z dumą w głosie.
- W każdym razie, wracając do tego co mówiłam - ciągnęłam - zaopiekowałeś się nami jak własnymi dziećmi, za co będziemy ci zawsze wdzięczni, jesteś naszym wzorem i .. - przerwałam po czym wzięłam głęboki oddech - i jesteś dla nas jak ojciec - powiedziałam spoglądając na niego niepewnie, w jego oczach oprócz łez można było też dostrzec radość, miłość i dumę - wiem, że może o zbyt wiele proszę, ale czy moglibyśmy rozpocząć jutro imprezę tańcem ojca z córką? - zapytałam - zawsze o tym marzyłam - dodałam cicho, ponownie jeżdżąc palcem po obręczy kubka.
Czując jak silne ramiona oplatają się w okół moich ramion a miękkie usta spoczywają na moim czole odetchnęłam z ulgą.
- Oczywiście, że zatańczymy księżniczko - odpowiedział a z jego oczu uciekło kilka łez, które szybko starł.
- Nie płacz - powiedziałam cicho, czując się po części winna.
- To dobre łzy- wyjaśnił jakby przed nim stało małe dziecko -nigdy nie chciałem zająć miejsca waszego ojca, nie mogłem o tyle prosić bo nigdy nie będę tak dobry jak on ale dziękuję za Twoje słowa, dla mnie zawsze będziecie dziećmi, moimi i mojego brata - odpowiedział ponownie mnie przytulając.
- Ben? - zapytałam
- Huh?
- Wiesz, że jesteś zajebistym człowiekiem i nie ma drugiego lepszego niż ty?
- Wiem, wiem moja wyjątkowość nie zna granic - zaśmiał się odsuwając się i opierając o przeciwległy blat.
- Tak samo jak skromność - zaśmiałam się i ziewnęłam.
- Połóż się już spać jutro twój wielki dzień - powiedział z uśmiechem po czym obdarował mnie kolejnym ojcowskim pocałunkiem - dobranoc księżniczko.
- Dobranoc ojczulku - odpowiedziałam z uśmiechem - to ostatni raz kiedy możesz mnie tak nazwać - zauważyłam stojąc już w progu kuchni od jutra będę waszą królową - zaśmialiśmy się oboje.
- Chyba jednak zawsze nią byłaś - odpowiedział z uśmiechem.
Zakładając na siebie dresy, rozejrzałam się po pokoju i zrywając kolejną kartkę z kalendarza uśmiechnęłam się szeroko. Właśnie zaczynam pierwszy dzień w dorosłym życiu i nie mogłam wyobrazić sobie lepszego stanu ducha. Schodząc po schodach związałam byle jak włosy i słysząc radosne głosy mężczyzn weszłam do kuchni. Gdzie momentalnie znalazłam się w objęciach brata.
- Tak bardzo tęskniłem siostra - powiedział odstawiając mnie na ziemię po czym zagwizdał - no proszę dwa miesiące w Nowym Jorku a do domu wróciła laska jakiej świat na oczy nie widział.
- Masz rację tak seksownie w dresach nikt nie wygląda jak ja - zaśmiałam się po czym zostałam zamknięta w ramionach najlepszego przyjaciela brata - MJ - jęknęłam - albo rozluźnisz uścisk albo zamiast na imprezie zobaczymy się na pogrzebie - zaśmiałam się kiedy kolejny chłopak postawił mnie na ziemi - przypakowałeś - zaśmiałam się oglądając wyrzeźbione ręce szatyna.
- No a jak inaczej, ktoś musiał przymocować te wszystkie różowe balony - zaśmiał się pokazując mi język.
- Jeżeli zobaczę choć jeden różowy balon - powiedziałam poważna kierując początek swojej groźby w stronę Bena i brata - to obiecuję a ...
- Wyluzuj księżniczko, jest tak jak zaplanowałaś - przerwał mi Ryan jak zwykle przewracając oczyma.
- Skończyliście już? - zapytał ktoś zza moich pleców na kogo skierowały się wszystkie spojrzenia - chyba nie mieliśmy okazji się poznać, jestem Blake - powiedział nonszalancko ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
~~*~~
Co tu dużo mówić, świeży start i spontaniczna decyzja. Coś całkowicie nowego w moim świecie pisarskim ale mam nadzieje, że wam się spodoba. Komentujesz jeżeli masz ochotę, sama nigdy o nie nie proszę ;)
Długi czas zbierałam się, aby coś tutaj napisać, naprawdę. Dalej do końca nie wiem, co mam zawrzeć w tym komentarzu, ale spróbuję.
OdpowiedzUsuńPowtórzę moje wcześniejsze słowa: już dawno przeskoczyłaś mnie, jeśli chodzi o pisanie. Możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale taka jest prawda. Jesteś niesamowita w tym, co robisz i rób to dalej. Nie patrz na mnie, nie waż się usuwać tego bloga, pisz dalej, a ja z dumą będę to czytać, wiedząc, że podobno wzorujesz się na mnie. Jeśli tak jest to powinnam podziwiać siebie, że wychodzą ci takie cudeńka? Nevermind.
Zaciekawiłaś mnie, zupełnie nie wiem, czego się po tobie spodziewać. Czytałam już wiele twoich prac, tych dłuższych i krótszych, lecz ciągle mnie zaskakujesz pomysłowością.
Tak, wiem, trochę beznadziejny ten komentarz, za co przepraszam.
Czekam na następny rozdział! :*
Ekhem, ekhem, ekhem *przygotowuje się do wielkiego przemówienia* A więc jestem prze-prze-prze-przeeee szczęśliwa, że znowu publikujesz! (BO KTOŚ NIE DAWAŁ MI DO CZYTANIA SWOICH PRAC...HMM..ZASTANÓWMY SIĘ KTO JEST TYM KTOSIEM!) Historia mnie zaciekawiła, nawet bardzo...do tego mega-mega-mega przystojny głowny bohater, wielbię cię normalnie, on jest taki mmm! A więc...na czym to ja...a tak! Było tam coś do czego można by się przyczepić, ale zapunktowałaś sobie tym hot panem, także jest okey! :D Taki chaotyczny ten komentarz, ale co tam, i tak mnie kochasz! A WIĘC ROZDZIAŁ MI SIĘ BARDZO PODOBAŁ, ZACIEKAWIŁAŚ MNIE, CZEKAM NA SZYBKI NASTĘPNY! <3
OdpowiedzUsuńNajukochańsza i najlepsza na świecie Julia x
O, wow!
OdpowiedzUsuńNie chcę wywoływać gównoburzy w Internetach, dlatego nie podam adresu bloga, na którym byłam kilka minut wcześniej, ale to co zobaczyłam tutaj w porównaniu z tamtym opowiadaniem prezentuje się jak powieść Stephena Kinga... Myślę, że bez takiego porównania również wygląda całkiem przyzwoicie :)
Jeśli przejrzysz tę notkę raz jeszcze, pewnie dostrzeżesz kilka niedociągnięć. Na przykład, brak myślników w niektórych częściach dialogów, albo brak wielkich liter, ale to się wytnie. W innej sytuacji wrednie i z premedytacją wypunktowałabym miejsca, w których czegoś zabrakło, jednak tamten blog ostatecznie mnie zniechęcił. Miała już komentarz na dwie strony w Wordzie z błędami, ale po obserwacji kilku gównoburz w Internetach uznałam, że nie chcę być częścią kolejnej i ostatecznie go nie dodałam :)
No, cóż... Będzie romansik! I nie ukrywajmy, mogą być smoki, zabójcy-psychopaci, ale romansik to jest coś, co babki kochają najbardziej! Zatem czekam na rozwój sytuacji, tymczasem wrzucam blog do polecanych i wciskam się gdzieś między Obserwatorów :)
Bardzo ciekawe! Już nie mogę się doczekać kiedy pojawi się rozdział, bo wyciągnęło mnie :)
OdpowiedzUsuń